POLECANY POST

CYRK FANTAZJA - 5 LAT NA VIDEO

29 września 2019

Cyrk Wictoria- recenzja Agnieszki

Dziś recenzja z tegorocznego spektaklu Cyrku Wictoria, który odwiedziła niedawno Agnieszka. Po raz kolejny z przyjemnością przeczytałem i z przyjemnością publikuje jej recenzję.



„Ludzie zwracają na coś uwagę, dopiero gdy da im się ku temu jakiś powód.”


Sezon cyrkowy malutkimi krokami zmierza ku końcowi. Jeszcze miesiąc, może dwa, będzie można cieszyć się występami pod namiotami wielu, wielu cyrków. A potem trzeba czekać aż do wiosny na kolejny sezon, nowych Artystów, nowe programy, nowe emocje, nowe atrakcje, …



Wykorzystując te ostatnie tygodnie, kiedy świat magii podróżuje jeszcze w wozach od miasta do miasta, wybrałam się do Cyrku Wictoria. 

I znowu to samo uczucie, te ciarki, kiedy podjeżdżasz na miejsce, gdzie, jakby z ziemi wyrósł namiot z rozsianymi wokół niego wozami – mniejszymi czy większymi, ale wszystkimi należącymi do taboru cyrkowego. Jest kolorowo, jest tajemniczo, jeszcze cicho. Mogłabym tak siedzieć na skraju tej „krainy” i patrzeć, patrzeć i patrzeć. Ale zaraz zaczynie się show i trzeba udać się pod chapitea’u. I tutaj, ponownie znajome mi już klimaty – te niezwykłe zapachy zmieszane z, bladym jeszcze, światłem, ukojone ciepłą, delikatną muzyką. Gdzieś w kącie pyrka popcorn, kawałek dalej kręci się wata, a jeszcze dalej ktoś stoi z balonami i innymi gadgetami. Luzie niespiesznie zajmują miejsca, rozglądają się, szeptają do siebie i pewnie niecierpliwie czekają na to, co zaraz stanie się faktem dokonanym.




Wybija 15.00. Muzyka zmienia klimat, światła skupiają się tylko na arenie. Zaczyna się program, który w tym sezonie prowadzi Stanisław Łowicki. Jak dla mnie – „Kolorowy Ptak”. Niespotykanie barwna Postać i niespotkanie oryginalny konferansjer. Kapelusze, wysokie buty, wielobarwne kostiumy, artystyczny grymas i zamiłowanie do cyrku (który kryje się za każdym gestem i słowem) sprawia, że nie da się nie zauważyć, a tym bardziej, nie da się nie zapamiętać, tego Artysty. On sam ma też dwa swoje pokazy zwierząt. W pierwszym prezentuje zwierzęta egzotyczne, w drugim pojawia się na arenie w towarzystwie konia i kucyka – oba zwierzaki są piękne, czyste i zadbane. Uroczo prezentują swoją urodę i powab, po czym żegnają się z widzami.


Na arenie cyrku Wictoria występują dwie Artystki akrobatki.
Jedną z nich jest Pani Basia, która pojawia się na arenie jako Miss Barbara. W drugim swoim występie prezentuje akrobacje na linie poziomej. Finezyjna muzyka, która wyśmienicie podkreśla leciutki, przepiękny i kobiecy występ skupia wzrok wysoko nad areną. Miss Barbara wiruje pod kopułą cyrku, zaklinając czas, uwodząc widza, a mi powoli płynie łza po policzku. Poezja dla oka. Ta sama Miss Barbara ma jeszcze pokaz swoich piesków. Tym razem wszystko dzieje się na arenie, a najwięcej zabawy mają psy. Cudne, zadbane, energiczne, krzykliwe (co mnie na przykład bardzo bawiło) i niezwykle inteligentne. Bardzo ciekawy występ doprawiony szczyptą humoru. Nie ma tu nic na siłę. Nie ma tu nic wbrew naturze. Genialne kilka minut w towarzystwie czterech przepięknych psiaków i ich szalenie sympatycznej Pani, przyjaciółki.


Drugą Artystką, która prezentowała pokazy akrobatyczne była Andzia, która wystąpiła na szarfach i trapezie. Niewielka Artystka z dużym talentem. Oba występy były pełne wdzięku i powabu. Występy cechowała dokładność wykonywania pewnych elementów układu, które w całości prezentowały się bardzo ładnie. Trafnie dobrana muzyka i estetyczne kostiumy uzupełniały doskonale oba występy młodej Artystki.

Na arenie Cyrku Wictoria pojawiła się jeszcze jedna Artystka, Lena, która w bardzo fajny i ciekawy sposób zaprezentowała pokaz hula hop. Precyzja, swoboda i urok samej Artystki sprawiły, że występ był naprawdę wdzięczny i z przyjemnością się go oglądało. Do gustu przypadł mi szczególnie ten fragment pokazu, gdzie na arenie zrobiło się niemal całkiem ciemno, a jedyne światło pochodziło z oświetlonych hula hop, które wirowały raz wolnej, raz szybciej wokół Leny. Spektakularnie.

W tegorocznym programie cyrku nie zabrakło mocnego „męskiego pierwiastka”, którym był Artysta pochodzący z Ukrainy, Bogdan. Prezentował On ekwilibrystykę oraz akrobacje na reku. Siła, zwinność, technika i pokora. Byłam pod wielkim wrażeniem tego występu. Mogę sobie tylko wyobrazić, ile pracy musiało kosztować to tego Artystę, aby móc wyjść na arenę i zaprezentować swój talent. Fantastyczny występ, choć widać jeszcze skrępowanie u Artysty i jakby lekkie wycofanie. Jednak nawet ta wstydliwość nie ujęła nic Jego występowi.


Gdzieś, po drodze, pojawił się jeszcze niedługi pokaz magii zaprezentowany przez samego dyrektora cyrku. Ja lubię pokazy iluzji, magiczne sztuczki zatem ta część programu podobała mi się.

Na koniec, pozwoliłam sobie zostawić miejsce dla klauna, który, jak sądzę i zdążyłam już zauważyć, ma chyba najtrudniejsze „zadanie” w cyrku. W tym roku na arenie Cyrku Wictoria szaleje Bartolini. W tym miejscu przypomina mi się hasło przewodnie tego klauna „katastrofe”. Ale nie, nie! Akurat sławetne „katastrofe” nijak się ma do występu Bartoliniego. Energiczny, wygadany, kolorowy klaun, który mimo, iż jest jeszcze na początku swojej „komicznej drogi zawodowej”, radzi sobie bardzo fajnie. Chyba najbardziej podobało mi się entree z udziałem kilku osób z widowni, którzy mieli za zadanie tańczyć w rytm narzuconej im muzyki. Niby prosty pomysł na show, a jednak sprawdzony i wywołujący uśmiech. A przecież zadanie klauna to właśnie wywołać uśmiech.

…i nadszedł czas, kiedy światła gasną, muzyka milknie, Artyści rozmywają się jak poranna mgła, namiot powoli znika z pola widzenia, wozy odjeżdżają, …


Ta chwila, kiedy zaklęcie przestaje działać. Zamyka się czarodziejski świat. Otwierają się drzwi do codzienności. Niby szaro. Może i szaro, ale nie dla Kogoś, kto cyrk ma w sercu i odjeżdża nie tylko ze zdjęciami, autografami, ale ze wspomnieniami i tą szczyptą tajemnicy zasianej w głowie, która sprawia, że świat wygląda inaczej, piękniej, ciekawiej i wyjątkowo…

„W końcu przedstawienie bez publiczności nie jest nic warte”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz